Latem zdecydowanie więcej czasu pomieszkiwaliśmy na wsi, im chłodniej tym więcej czasu spędzamy w stolicy. Myślimy, planujemy, robimy co w naszej mocy by kiedyś zamieszkać na mazurach na stałe. Długi weekend upłynął nam rodzinnie, zresztą prawie zawsze są z nami rodzice i siostra ze szwagrem i córeczką. Wpadają znajomi i tak sobie biesiadujemy, planujemy wystrój itd. Każda pomoc jest mile widziana. Ostatni weekend został zdominowany przez firanki, a raczej przez wstępne przymiarki. Powieszone zostały tylko zazdrostki w jadalni, ale w sklepie z używaną odzieżą kupiliśmy świetne, ciężkie (cenne na prawie 4 kg. ;)) zasłony, cudownie uszyte i w piękny kwiatowy wzór. Mam maszynę i z mamą muszę je przerobić, efekt zapewne zobaczycie w przyszłym roku (realnie oceniam). W planach są też firany na poddaszu (również kupione z odzysku). Na starociach zakupiliśmy też trzecią do kolekcji starą, niemiecką, ręcznie malowaną kankę, na razie służy nam stojąc przy kanapie, jako stolik kawowy, a jako blatu użyliśmy ostatnich numerów magazynu \”Sielskie Życie\”- redakcja doceniła nasz pomysł, i zareklamowali nas na swoim fp na facebooku -Ależ mieliśmy z tego radochę! 🙂
Z tych dywagacji rodzinnych na temat wystroju w domku, wyszły też konkrety- tata zawiesił odnowioną starą półeczkę po babci. Fajnie się wpisała w naszą kuchnię. Bardzo kochamy ten nasz domek, i z informacji zwrotnych wynika, że nie tylko my się tam cudownie czujemy…
Ostatni wniosek kończąc już wpis jest taki, że jesień jest fajna: mgła za oknem, opadające liście, rozpalony piec.
Przecudnie u Was!
Dziękujemy !!
Pięknie tam u Was! Trafiłam przez instagram i będę zaglądać!
Dziękujemy! też odwiedzamy, bo uwielbiamy program „Daleko od miasta”, i dzięki niemu trafiliśmy na Twojego bloga.